Inteligencję krytyczną racz Polsce wrócić, Panie. Felieton Andrzeja Kowalczyka (4)

Inteligencję krytyczną racz Polsce wrócić, Panie. Felieton Andrzeja Kowalczyka (4)

To nieprawda, że degenerujemy się przez ciemnotę prowincji, która już nie wie, gdzie jest jej tradycyjne miejsce, i „straciła okazję, by się nie odzywać”. Większą winę ponosi ten, kto rości sobie prawo do przewodnictwa w stadzie, czyli durnowata polska inteligencja z jej beznadziejnym szkolnictwem, dennymi uniwersytetami i wiecznie zadowolonymi z siebie biskupami.

Przez całe „przedPiS‑owskie” ćwierćwiecze wolnej Polski grupa ta — o zasięgu nie do sformalizowania dyplomem wyższej uczelni — nie wytworzyła żadnej liczącej się myśli krytycznej, która nadałaby treść wyobrażeniom Polaków o sobie samych. A przecież to podstawowa funkcja społeczna elit w każdym czasie. Nie wypełniając tego zadania, polska „inteligencja zarabiająca” zajęła się reprodukowaniem siebie w cyklu opisanym na Zachodzie przez Pierre’a Bourdieu.

Przez jakiś czas można było to ciągnąć, powtarzając nie własną przecież, lecz zapożyczoną opowieść o tym, jak bogactwo mniejszości skapuje w dół do liczniejszych warstw społecznych. Oczywiście tylko do momentu, gdy wraz z kryzysem finansowym lat 2007–2008 w kulturowym centrum pojawiła się nowa narracja, ta o nieuczciwym prywatyzowaniu zysków i upowszechnieniu strat. Podchwyciła ją tylko grupka inteligentów, do tej pory trzymana przez „salon” w „przedpokoju”.

A przecież polskość jest kopalnią opowieści. Niestety, w większości przemilczanych.

Dlaczego wyparliśmy swoją postkolonialną tożsamość? Dlaczego na siłę udajemy tych, którzy kolonizując planetę przez stulecia, stworzyli unikatową kulturę, a nie pochylamy się nad naszym rzeczywistym chłopskim dziedzictwem z jego historią niewoli i typowo kolonialnego wyzysku? Dlaczego wpatrujemy się hipnotycznie w szlacheckich bohaterów Trylogii Sienkiewicza, nie dostrzegając całości polskiego splotu wielkości i małości?

Dlaczego nie opowiadamy naszej polskiej historii jako realnego wyzwolenia, nie ograniczonego do odzyskania niepodległości państwa w 1918 roku? Przecież jest to historia prawdziwa, piękna i ogólnoludzka, uniwersalna. Rzecz jasna, naznaczona małością, ciemnotą, niezrozumieniem i zdradą. Właśnie dlatego prawdziwa.

Dlaczego brak w nas refleksji nad tym, kim byli dla nas Żydzi przed Zagładą i kim są po niej? Czy ich wielowiekowa obecność pośród Polaków chrześcijan dostarczyła czegoś więcej poza „miarą inności” i kolejnym szczeblem w hierarchii społecznej pogardy? Czy studiujemy nieoczywiste wzajemne inspiracje kulturowe i historyczne? Co dla nas dzisiaj oznacza brak realnego „Żyda”? Czy potrzebujemy kogoś, kto tego „Żyda” zastąpi, a jeśli tak, to w jakim sensie?

Dlaczego powielamy nierzeczywiste mity o rzekomym powstaniu Polski poprzez akt chrztu Mieszka, o zdeponowaniu polskości w instytucji Kościoła niczym hostii w tabernakulum, o odwiecznej tożsamości interesów Polski i Kościoła, o naszym nieskazitelnym mesjańskim charakterze i otoczeniu nas przez zdegenerowanych wrogów, o wartości samoodkupienia dokonującego się przez kolejne krwawe ofiary? Przecież sami w to wszystko nie wierzymy!

Czy ktoś polskim inteligentom ukradł pamięć? Czy ktoś zabrał im język, którym można by o tym wszystkim opowiedzieć? Nie? No to zajmij się, „głupia inteligencjo”, dorobkiem krytycznym nielicznych swoich przedstawicieli. Bądź twórcza i nie bój się marzyć!

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!