Im więcej masz wrogów, tym bardziej nienawidzisz samego siebie. Felieton Marcina Nowaka (54)

Felieton Marcina Nowaka

Wróg, kosmita, obcy… Oni wszyscy są wyrazem ciemnej strony człowieka.

Przypomniałem sobie ostatnio film „Wojna światów”, w którym kosmici atakują rodzaj ludzki, zabijają i niszczą ziemską cywilizację. Pomyślałem potem o innych filmach, w których obcy napadają na ziemię, jak np. „Dzień Niepodległości”, w którym nie tylko niszczą człowieka, ale ich celem jest wyssanie energii z wnętrza Ziemi. Przeglądając w pamięci filmy science fiction o kosmitach, uświadomiłem sobie, że prawie wszystkie ukazują ich jako wrogów – śmiertelnie niebezpiecznych wrogów. Jedynie chyba „Gwiezdne Wojny” i „Star Trek” przedstawiają porozumienie rasy ludzkiej z obcymi pochodzącymi z różnych zakątków wszechświata w imię wspólnych wartości, a „Avatar” na tym tle to prawdziwa perełka: ukazuje, że otwartość, chęć poznania i nawiązania kontaktu z obcymi owocuje przekonaniem się, że człowiek i obcy mogą podzielać wspólne, dobre wartości.

Zadałem sobie pytanie: Skąd się bierze to, że obcy jest synonimem wroga, a kosmita chce na pewno wybić ludzkość, wykraść bogactwa, te naturalne i wytworzone przez człowieka oraz skolonizować Ziemię?
Wróg, kosmita, obcy… Oni wszyscy są wyrazem ciemnej strony człowieka.

Filmy wojenne, często oparte na faktach, ukazują spierające się grupy społeczne. Przedmiotem konfliktu są bogactwa naturalne, ale też woda, szlaki morskie, tereny uprawne, przekonania religijne. Każda strona konfliktu ukazuje siebie, jako tych dobrych walczących o dobro, a obcych jako śmiertelnie niebezpiecznych wrogów, zdolnych do największych okrucieństw. Za ewentualne złe zachowania, do których byli „popchnięci” dobrzy bohaterowie zawsze odpowiadają obcy. Jednak ta straszna przeszłość nie przeszkadza w nawiązywaniu w następnych pokoleniach prób porozumienia między zwaśnionymi narodami. Mamy przecież tysiące okazji do osobistego spotkania tych tzw. obcych.

W tym kontekście kosmici wydają się postaciami nad wyraz idealnymi. Nie mamy przecież osobistego doświadczenia spotkania z nimi. Możemy im przypisywać wszystko, co najgorsze w ludzkiej naturze. I tak nigdy nikt tego nie zweryfikuje, a przynajmniej tak nam się wydaje.
Tak więc obcy, kosmita, ufoludek uosabiają wszystkie negatywne strony człowieka, ukazują interesowność, wyzysk bogactw naturalnych, nienawiść, uprzedzenia religijne, czy rasowe, okrucieństwa, jakich jest w stanie dokonać… Jest to ta część ludzkiej natury, której człowiek w sobie nie akceptuje, nienawidzi jej i przypisuje obcym, bo tak łatwiej.

Tymczasem człowiek jest jednakowo zdolny do dobrych, jak i złych rzeczy, a świadomość tego jest źródłem prawdziwej wolności i pokory (nie w sensie religijnym). Nie ma zewnętrznych czynników popychających go do dobra lub zła. Nawet presja grupy dążącej do ujednolicenia zasad zachowania nie jest wystarczającym argumentem. On sam i tylko on sam jest mocą sprawczą i on wybiera, w każdej sytuacji. To jest prawdziwa wolność wyboru.

O ile człowiek chętnie przypisuje sobie moc sprawczą dobra, o tyle stara się nie dostrzegać swoich złych czynów i przypisuje je obcym, bo tak łatwiej. Wtedy może zachować dobre mniemanie o sobie.

Można więc zaryzykować stwierdzenie, że im więcej wrogów ma człowiek tym bardziej nie akceptuje swojej prawdziwej natury i żyje w przekonaniu, że zło go nie dotyczy. Im więcej ma wrogów, tym bardziej nienawidzi siebie, bo tym więcej nieakceptowalnych własnych zachowań przypisuje obcym.

Jacy kosmici są naprawdę? Nie wiemy. Dowiemy się, kiedy nas odwiedzą, pod warunkiem, że nie będziemy na nich spoglądać wyłącznie przez pryzmat filmowych produkcji.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!