Czas na Kingsajz. Felieton Fryderyka Zolla (237)

Czas na Kingsajz. Felieton Fryderyka Zolla (237)

Nieogarniający rzeczywistości prezes stara się ją zredukować do przyswajalnego stanu. Nie rozumie nic z procesów wywołanych pandemią. Wie, że dzieje się coś, co przekracza jego możliwości poznawcze, coś, co całkowicie wymyka się jego władzy. Jest to dla niego sytuacja nie do zniesienia. Prezes nie ma pojęcia, jakie polecenia wydać, a wydawanie poleceń jest czymś, co w jego oczach uzasadnia jego istnienie. A nieistnienia prezes boi się najbardziej. Rozpętanie (telefon przenikliwie zmienia mi „rozpętanie” na „opętanie”) sporu o aborcję – o najbardziej polaryzujący problem w naszym społeczeństwie – jest zbrodnią, ponieważ niszczy niezbędną do przetrwania pandemii solidarność i jakiekolwiek zaufanie do decyzji rządu. Kaczyński nie zna innego sposobu na dostosowanie świata do swoich zdolności pojmowania i kontroli, ale – jak się okazuje – nie jest już w stanie ogarnąć najbardziej elementarnych prawideł polityki. Nawet w przypadku ochrony zwierząt nie dostrzegł ani implikacji ekonomicznych, ani politycznych. Idąc w ślady innego dyktatora ukrytego w bunkrze, chce komenderować urojonymi armiami i rozkazywać dowódcom, którzy nad niczym już nie panują. Bunt Ardanowskiego jest dla tego obozu sygnałem najbardziej dobitnym. Rzecz w tym, że konsekwencje organizowania państwa tak, byle tylko zaspokoić potrzeby satrapy (telefon nieustępliwie zmienia mi „satrapę” na „atrapę”), który nie rozumie rzeczywistości, ale maniakalnie pragnie władzy, zaczynają być dla Polski paranoidalnie wysokie. Niewykluczone, że pozostaniemy poza funduszami odbudowy Unii, bo dla przyjemności prezesa i zemsty Ziobry rujnujemy system sprawiedliwości. Po to, by prezes mógł jeść obiadki serwowane przez jego odkrycie towarzyskie, zrujnowaliśmy Trybunał Konstytucyjny. Po to, by prezes mógł z rozrzewnieniem patrzeć na szkoły jak z lat jego młodości, zrujnowaliśmy system oświaty, który pod wpływem pandemii złożył się jak domek z kart. Pomysł, by rozdawnictwem zastąpić inwestycje w usługi publiczne, właśnie grzebie nam służbę zdrowia. Na naszych oczach upada państwo, które dla uciechy prezesa przekształcono w skansen. Naukowcy, zamiast planować, jak przez to wszystko przebrnąć, muszą się mierzyć ze zwierzchnikami pokroju Czarnka, którego uczyniono ministrem, by dla złagodzenia kompleksów prezesa zademonstrować pogardę wobec idei uniwersytetu. Czy naprawdę mamy na to czas? Czy naprawdę możemy się zgodzić na redukowanie polskiego państwa do roli bączka, którym bawi się zaśliniony dyktatorek na miarę Szuflandii? Nadeszła pora na Kingsajz. Trzech kolejnych lat nie przetrwamy.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!