Coraz bliżej nieprawdy. Felieton Andrzeja Kowalczyka (18)

Coraz bliżej nieprawdy. Felieton Andrzeja Kowalczyka (18)

Jak powszechnie wiadomo, politycy zajmują się polityką w trosce o dobro obywateli. Spora część z nich robi to jednak raczej dla osobistych korzyści, którymi najczęściej są pieniądze, choć nierzadko też satysfakcja z władzy. Wśród tych drugich zdarzają się tacy, którzy największą satysfakcję czerpią z „zarządzania refleksyjnego” podległą populacją, co czasem nazywa się „praniem mózgów”. Satysfakcjonują się przeobrażaniem umysłów innych ludzi na swoje podobieństwo. Jednym z takich polityków jest Jarosław Kaczyński.

Prezes Prawa i Sprawiedliwości od lat mówi wprost, że co prawda dba o dobro każdej strzyżonej owieczki ale przede wszystkim, w ramach „zbawienia narodu przed emeryturą”, chciałby upowszechnić w polskiej populacji tradycyjną wizję świata, podobną do średniowiecznego tomizmu, wciąż aktualnej doktryny Kościoła Katolickiego. Wizję świata zakładającą uniwersalizm rzeczywistości, jej konieczną spójność także w obszarze niematerialnym, duchowym. Nierozerwalność przedmiotów rzeczywistych od opinii o nich (wiary), a także o istnieniu jedynej prawomocnej opinii-wiary, Prawdy, której wszystkie pozostałe opinie podlegają hierarchicznie lub są przez nią wykluczone.

Prawda z założenia uniwersalna wyklucza bowiem wszystko co realnie istnieje ale z konieczności nie może się pomieścić w jasno zdefiniowanej „prawdziwości”. Wszelką postrzeganą niezgodność definiuje więc automatycznie jako przejaw intencjonalnego działania zewnętrznego, zmierzającego do rozbicia jedności, zmącenia stanu pewności. Harmonijna rzeczywistość byłaby bowiem pozbawiona rysy diskordii, gdyby nie destrukcja zdziałana przez Prawdy odwrotność, przez Zło. Religijne podłoże tej wizji świata jest bardzo czytelne.

Nie o religię jednak chodzi lecz o praktyczne polityczne korzyści jakie przynosi wizja świata jako uniwersalnej i hierarchicznej struktury. Zanurzenie większości populacji w takim imaginarium sprawi, że poddani zaakceptują także skupienie jednolitej, niepodzielonej, władzy w ręku jednej omnipotentnej osoby, czy nielicznego kolegium. W ręku decydenta rozstrzygającego o większości spraw każdego poddanego z tej tylko racji, że taką władzę ma. Że stoi na czele hierarchii a przez to gwarantuje jedność rzeczywistości, jej stabilność, poczucie bezpieczeństwa. Jak dawny średniowieczny król, pomazaniec Boży.

Wszechwładny decydent jest też oczywiście szafarzem łask. Tych niematerialnych, polegających na wyrażaniu uznania np. dla formalnego szefa rządu czy kierownika państwowego koncernu paliwowego, ale też czysto materialnych. Strumieni pieniędzy kierowanych do wybranych środowisk. Z punktu widzenia przyjętej wizji świata powinien być przez poddanych akceptowalny wybór grupy finansowych beneficjentów. Są to ci wszyscy, którzy wspierają wizję świata i model władzy, który wspiera także ich samych. Zależność prosta w myśl reguły „daję byś dał”.

Nie ma miejsca na wielość, pluralizm, różnorodność. Na łaski zasługuje PiSowski Kościół, PiSowscy biznesmeni, PiSowskie media, PiSowscy akademicy. Nie zasługują zaś ci wszyscy, którzy hołdują podejrzanym poglądom, niemieszczącym się w wizji świata, w której taki model działa bez zakłóceń, bądź wprost odrzucają władzę Kaczyńskiego.

Pozornie ten układ wydaje się zamknięty a Prezes Polski może czuć się „coraz bliżej Prawdy”. W istocie jednak nic tu nie gra, praktyczne działania polityczne stają się kontrskuteczne a projektowana rzeczywistość rozpada się na strzępy. Wymarzony uniwersalizm mają bowiem na swych barkach trzymać sowicie opłacani medialni klakierzy, snujący narrację o tym, że „jest super”. Mają o to dbać duszpasterze wyrażający uznanie dla zgodności działań władzy z Bożym zamiarem, przesyłający jej podziękowania za praktyczne zakazanie aborcji. Wreszcie, o akceptację dla władzy ma się postarać nowa generacja akademików, których twórczość będzie uznawana za „naukową” w wyniku decyzji samej władzy. Na koniec władzę ma zaakceptować nowe pokolenie uczniów, które w innym wypadku może mieć kłopoty z wymarzonymi studiami.

Miejsce projektowanej uniwersalnej Prawdy władza zastępuje w praktyce z gruntu ponowoczesną teorią prawdy. Kontekstową i dyskursywną, w której za prawomocne uchodzi to co zgodne z wewnętrznymi warunkami prowadzonego dyskursu, zanurzonego w kontekście dyskursów równoległych. Podważalną i nieostateczną. Praktyczne działania PiSowskiej władzy obnażają niewiarę jej samej w samorzutną, uniwersalną „Prawdę”, która urzeczywistni się bez politycznych starań, bez pieniędzy, administracji i przymusu. Ujawniają nihilizm władzy, o który oskarża ona politycznych konkurentów. W imię ewangelicznego Jezusa, który o władzę nie zabiegał bo jego „królestwo nie było z tego świata”, nasz Prezes Jarosław zabiega wyłącznie o własne „królestwo”, wierząc że powstanie ono wtedy, gdy wszyscy mu przytakną.

W tej opowieści szkoda nie tylko sfiksowanego starca, ale przede wszystkim nas samych i naszej przyszłości. Dawno już przekroczyliśmy bowiem granicę, spoza której powrót jest łatwy i prosty. Koszty fanatyzmu politycznego będą spore a poniesiemy je my wszyscy, a nie Kaczyński. Świat w którym żyjemy jest naprawdę złożony, jest naprawdę pełen sprzeczności rodzących prawdziwe dylematy, którym nie wystarczy zaprzeczać. Zarządzanie złożoną i sprzeczną rzeczywistością jest trudne i na dłuższą metę możliwe wyłącznie przy wykorzystywaniu a nie zwalczaniu złożonych zależności wynikowych, a nie prostych. Zależności, w których skuteczność przymusu państwowego jest ograniczona, a lepsze efekty osiąga się przez stymulację, kooperację, system zachęt i nagród.

Nasza rzeczywistość jest światem, w którym każdy szuka „swojej Prawdy” wiedząc jednocześnie, że od Starożytności leży ona tam gdzie zawsze; pomiędzy.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!