Chleb, igrzyska i wojna. Felieton Adama Jaśkowa (77)

Chleb, igrzyska i wojna. Felieton Adama Jaśkowa (77)

Wybory na Węgrzech będzie obserwować Ordo Iuris. Na pewno przywiozą bagaż doświadczeń, którym za drobną opłatą podzielą się z rządem. Rząd za to podzieli się z agencjami reklamowymi, oczywiście nie ze wszystkimi, pieniędzmi na promocje i organizację igrzysk. Nawet jeśli igrzyska się nie odbędą, promocja jest potrzebna. I to na większą skalę niż ta, w której promowano odpowiedzialność UE za wysokie jakoby ceny energii.

Cieszcie się, zjadacze chleba: będą igrzyska, skończy się wojna. To znaczy, wojna się kiedyś skończy, może wcześniej niż twierdzą czarnowidze, ale na pewno później niż chciałaby większość. Po wojnie przyjdzie czas na igrzyska, przynajmniej w Krakowie i wielkiej Małopolsce. Choć może się okazać, że to zupełnie inne igrzyska, niż wielu się spodziewa.

Pierwszym krokiem do igrzysk, a może i pierwszą z dyscyplin, są inwestycje krakowskie. Dyscyplina została uchwalona przez Sejm, zatwierdzona przez Senat i podpisana przez prezydenta. Kraków – rękami prezydenta miasta – zdecydował się na falstart. Do listy inwestycji realizowanych w ramach przygotowań do igrzysk europejskich wpisano inwestycje już realizowane czy nawet niemal zakończone, na przykład rozbudowę ul. Igołomskiej, al. 29 Listopada, ul. Łokietka (od Kaczorówki do Na Zielonki), przebudowę ul. Królowej Jadwigi, kładkę pieszo-rowerową łączącą Grzegórzki z Zabłociem oraz układ komunikacyjny dla obsługi Szpitala Uniwersyteckiego w Prokocimiu. Faktury zaraz zostaną wysłane Inpostem.

Rozumiem i podziwiam prezydenta Majchrowskiego. Jeśli gra się w blackjacka (choć może tu chodzi raczej o grę w oczko) z zawodowcami, faktury trzeba mieć zawsze pod ręką. A i tak należy się rozglądać, czy aby nie kręci się w okolicy jakiś przedstawiciel kasyna lub prokurator od Ziobry. Z zamiarem w oczach lub wyraźnym poleceniem na piśmie.

Według sejmowej specustawy igrzyska europejskie mają kosztować niemal miliard złotych polskich, świeżo wydrukowanych. Wszystkie ustawy Sejmu ostatnio są spec-, bo w przeciwnym razie podobno nie działają. A jeśli są spec-, działają albo nie. No więc ów miliard (przedinflacyjny) miał być podzielony prawnie na pół: pół dla Krakowa na inwestycje przedigrzyskowe, reszta dla innych miast, na opłatę licencyjną oraz na koszty organizacyjne – prawie 200 milionów.

Ile naprawdę będą kosztować igrzyska, nikt nie wie. Koszt pierwszych, w Baku, oszacowano na ponad miliard euro. Drugie, w Mińsku, miały kosztować tylko 50 milionów euro, ale nikt sprawozdania nie zobaczył. Przez białoruskie media przemknęła kwota blisko 300 milionów. Nasze są wyceniane – według ostatniego kursu euro – na 200 milionów, w zasadzie na co najwyżej jedną trzecią z tego bez kosztów inwestycji infrastrukturalnych. A właśnie te koszty zostaną na pewno podniesione, bo o te inwestycje gra prezydent Krakowa.

W dyscyplinie „gra o inwestycje”, czyli o kasę, prezydent Krakowa już zapewnił sobie złoty medal, zwłaszcza jeśli igrzyska w ogóle się nie odbędą (lub odbędą się dużo później). Zarówno władzy centralnej, jak i władzy lokalnej specjalnie na igrzyskach – jak sądzę – nie zależy. Zgodnie ze specustawą Kraków ma pieniądze (i inwestycje), rząd zaś ma pieniądze, które wyda na organizację. Już minister Sasin potrafi wydawać tak, żeby potem nikt go nie rozliczył. A trzeba pamiętać, że na rok igrzysk planowane są wybory i parlamentarne, i samorządowe. Słowem: rok igrzysk i wydatków.

Jak uczy przykład Węgier, wygrane wybory to takie, przed którymi rząd dużo wydaje. W najbliższą niedzielę odbędą się wybory na Węgrzech. Wszystkie sondaże wskazują, że rząd węgierski wydał wystarczająco dużo, by te wybory wygrać. Taka niekończąca się historia (neverending story), tylko po węgiersku: Végtelen történet.

Wybory na Węgrzech będzie obserwować Ordo Iuris. Na pewno przywiozą bagaż doświadczeń, którym za drobną opłatą podzielą się z rządem. Rząd za to podzieli się z agencjami reklamowymi, oczywiście nie ze wszystkimi, pieniędzmi na promocje i organizację igrzysk. Nawet jeśli igrzyska się nie odbędą, promocja jest potrzebna. I to na większą skalę niż ta, w której promowano odpowiedzialność UE za wysokie jakoby ceny energii.

I tylko jedno pozostaje niezmienne: ave, Caesar, morituri te salutant. Tak, cezarowie się zmieniają, gladiatorzy się zmieniają, tylko zarabianie na igrzyskach się nie zmienia. I na wojnie. A chleb stale drożeje.

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!